Brak tytułu(na razie)

Będę zamieszczała tu dalszą część mojej książki, zapraszam do wyrażania swojej opinii w komentarzach:3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział 1

         Śmiech, radość, zabawa, wszystko to można było wyczuć w atmosferze w sierocińcu. I starsi, i młodsi spędzali miło czas w sobotnie popołudnie. Wydawało się, że nic nie może popsuć tego nastroju . Nagle otworzyły się drzwi, a po chwili zamknęły się z głośnym trzaskiem przepełnionym złością. Na twarzach młodszych mieszkańców sierocińca malował się strach, chowali się za starszymi, oni zaś również nie byli bardzo spokojni opiekunki również patrzyły  na drzwi, bardziej jednak zniesmaczone niż przerażone. Wszyscy wiedzieli kto wszedł.
         Do pokoju wszedł przeciętnie wysoki chłopak, miał tak około metr osiemdziesiąt Miał dość krótkie blond włosy ułożone w nieładzie. Na twarzy miał parę blizn i świeżych ran, krew powoli spływała po jego policzku na podłogę. Spojrzał chłodnym wzrokiem na zebrane osoby, wszyscy byli przerażeni. William wszedł do pomieszczenia. Wszyscy cofnęli się, a najmłodsi uciekli z pokoju. Will, mimo, że miał tylko dwanaście lat był postrachem całego sierocińca oraz niedużego miasteczka w którym mieszkał.  Podszedł do grupki dziewcząt, wszystkie odsunęły się prócz jednej, Emilly. Dziewczynka nadal rozmawiała nawet nie zauważając obecności Willa.
  - Jutro wychodzi kolejna część magazynu Jacobów nie? Ich zdjęcia są zawsze są takie profesjonalne... Chciała bym być taka jak oni...-powiedziała Emilly z rozmarzeniem. Nie reagowała na migi koleżanek że za nią stoi William z kamienną miną i zaciśniętą pięścią. Dla wszystkich był to znak gotowości do walki.
  -W tym numerze mają też dać zdjęcia ich synów. Alex jest taki przystojny, w ogóle nie wygląda na dwudziestolatka! Louisowi brakuje profesjonalizmu, i stanowczości, tak jest na każdym wywiadzie, zawsze mówi tak delikatnie i jąka się, nie chciała bym być jego dziewczyną, na pewno nie umiał by jej obronić.- Po chwili upadła jednak na ziemię z krwawiącym nosem przez cios Willa. Obrazu rzuciła się na niego grupa starszych od niego chłopaków chcących zaimponować Emilly. Była ona najpiękniejszą dziewczyną w sierocińcu. Miała długie mocne i lekko falowane złote włosy. Na jej delikatnej twarzyczce znajdowała się para zawsze słodko patrzących piwnych oczu. Will był młodszy od atakujących go chłopaków i nawet to, że był bardzo silny nie zmieniało faktu, że wrogowie mieli przewagę liczebną. Po jakimś czasie został pokonany nie dawał jednak za wygraną.
  -Ona ma swoje poglądy bachorze!- Krzyknął najstarszy z nich i wyjął scyzoryk i naciął Willowi skórę na policzku, z rany wypłynęła mała strużka krwi. Młodszy chłopak ku wielkiej złości Gregora-bo tak miał na imię starszy chłopak-nie krzyczał i nie płakał.
-Co, próbujesz być twardy? Lepiej zwiewaj i zostaw Emilly w spokoju, wiesz, idole Emilly na pewno są lepsi od ciebie nędzny dzieciaku!- odparł Gregor mając nadzieje, że sprawi tym by William płakał. Chłopak był jednak bardzo spokojny, w jego oczach zabłysła jednak iskierka złości oraz radości. Na jego twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech po chwili wyrwał się z uścisku i wyjął dwa nożyki które chował w kieszeni. Wszyscy uciekli prócz Gregora i jego kumpli.
  -No, dajesz mały.-Zadrwił jeden z nich. W tej sekundzie Will rzucił się na nich. Jego oczy były teraz jednak bez wyrazu, jakby coś go opętało, po krótkiej chwili wszyscy wrogowie leżeli na podłodze, oddychali ale byli cali poranieni. Will stanął nad swoimi ofiarami i każdy widzący go teraz mógłby powiedzieć, że wydawało mu się, że tęczówki Williama były czerwone. Dwunastolatek nie był bardzo zraniony ale miał jeden nóż przebijający jego ramię, zachowywał się jednak jakby nic się nie stało. Will  po chwili znów  spojrzał na swoje ofiary już nie jednak wzrokiem mordercy, jego oczy okazywały smutek, ból i złość na samego siebie. Ukrywając głowę w dłoniach padł nieprzytomny na podłogę. Dopiero wtedy wszyscy zaczęli pomagać poszkodowanym, po Gregora i jego paczkę przyjechała karetka, Emilly została zabrana do pielęgniarki na stałe pracującej w sierocińcu. Willowi nikt jednak nie pomógł, nadal leżał na podłodze w kałuży krwi. Do pokoju wszedł dyrektor sierocińca, John Smith.
 - Co tu się działo!?-zapytał surowo patrząc na krew.
  - William uderzył Emilly oraz posłał Gregora i innych chłopaków do szpitala...-Odparła jedna z opiekunek
  - Znowu z nim problemy...- odparł dyrektor podchodząc do sprawcy tego zamieszania. Podniósł  go z podłogi i dał mu parę razy w twarz by się ocknął. Gdy po chwili William odzyskał przytomność dostał od dyrektora pięścią w brzuch i po raz kolejny w oko z całej siły, chłopak po chwili upadł znów na podłogę.
-Jeśli następnym razem znów kogoś zaatakujesz uderzę cię z potrójną siłą.-zagroził ze zwycięską miną dyrektor.
  - Zamiast tak gadać mógłby pan potrenować ciosy bo słabo panu idą-Zadrwił William podnosząc się. Dyrektor słysząc jak ten dwunastek go obraża nie wytrzymał i uderzył go w kolano tak, że ten znów upadł.
  - Panie dyrektorze! Proszę przestać, przecież nie chce pan by zginął!- Krzyknęła pielęgniarka wbiegając do pokoju.
  - Jasne, że nie chcę, ja go tylko uczę poprawnego zachowania.-Widząc wściekłą twarz pielęgniarki westchnął- dobrze, niech pani się nim teraz zajmie.-mruknął dyrektor i poszedł umyć ręce z krwi Williama. Pielęgniarka, pani Annie Williams podeszła do chłopaka, był nieprzytomny.
         Pielęgniarka zaniosła go więc do gabinetu gdzie czekała na nią Emilly. Gdy zobaczyła w jakim stanie jest Will zaniemówiła. Chłopak był praktycznie cały we krwi, skórę miał natomiast całkiem białą, w ramię miał natomiast nadal wbity nóż, ran zaś nie dało się zliczyć. Po opatrzeniu jego ran pani Annie położyła go na jedno z łóżek w gabinecie. Woda na herbatę akurat się zagotowała. Po chwili Emilly i pani pielęgniarka siedziały w gabinecie na kanapie pijąc herbatę.
  - Ciekawe dlaczego tak się zachowuje... Atakuje ludzi tak bez powodu...-Powiedziała Emilly patrząc na śpiącego Willa.
  - Ma powód...-odparła pani Annie.
  - Serio? Zna go pani?- zapytała podekscytowana Emilly.
  - Znam, ale nie wiem czy mogę powiedzieć... Will, mogę?- zapytała pielęgniarka po czym ze strony chłopaka dobiegło ciche “Mhm...“ po czym przewrócił się na drugi bok.
-Tylko w miarę cicho bo nie chcę mieć koszmarów...-Odparł bardzo żywo jak na osobę tak okaleczoną. Po chwili zasnął z błogim uśmiechem na ustach.
-Teraz wygląda nawet słodko...-szepnęła Emilly- No to jaką ma przeszłość?- zapytała dziewczynka przesuwając się bliżej pani Annie.
-Twoi rodzice zginęli w wypadku samochodowym prawda?- zapytała, Emilly pokiwała głową- Kochali cię , rozpieszczali i dbali o ciebie, rodzice Willa jednak nie darzyli go miłością, wręcz nienawiścią, do tego oni nadal żyją, są sławni i bogaci. Oddali Williama gdyż znudziło im się torturowanie go. Nie zapomnę jego stanu gdy tu przybył, wyglądał trochę jak teraz, tylko, że miał wtedy 5 lat. Rodzice niczego go nie uczyli, nie umiał niczego co powinien już umieć pięciolatek. Imienia również nie miał, ja je mu dałam, do tego na pożegnanie jego ojciec go uderzył, nie tak jak inni oddający dzieci rodzice... Wszystkiego co mi opowiadał mówić ci nie będę ale wiedz, że był w dzieciństwie non stop zamknięty w podziemiach i kochany tylko przez młodszego z dwóch jego braci. Musiałam uczyć go podstaw, jedynym sposobem okazywania miłości jaki znał było zadawanie bólu, szybko więc stracił przyjaciół, jako, że był małym dzieckiem było mu z tym ciężko. Pewnego dnia w wieku siedmiu  lat chciał uciec z sierocińca. Został znaleziony na chodniku z złamaną nogą, prawdopodobnie długo po wypadku którego szczegółów nie znam. Na szczęście przeżył i z jego nogą jest dobrze ale to musiało być dla niego strasznym przeżyciem... Później się przyzwyczaił do takiej opinii innych o nim. Tak naprawdę nie jest złym chłopcem, jak go trochę poobserwujesz to się tego dowiesz. Tylko staje się agresywny gdy ktoś porusza temat jego rodziców, Andre i Angeliki Jakob.-Odarła pani Annie. Emilly gwałtownie zbladła, ci których podziwiała i uwielbiała okazali się takimi przerażającymi osobami... Zszokowała ją również wiadomość, że William jest ich synem. Spojrzała na śpiącego chłopaka. Gdy mu się bliżej przyjrzała odnalazła cechy wyglądu jego rodziców.
-Czyli, że jedyną kochającą go osobą był Louis?- zapytała Emilly, a tak naprawdę to stwierdziła.
Pani pielęgniarka pokiwała głową.
-Tak, a ty go obraziłaś i mówiłaś jacy jego rodzice i starszy brat są wspaniali. Wszystko mu się nie zgadzało więc wpadł w furię. Ale on tak naprawdę tego nie chce... Wtedy czuje, że jest jak jego rodzice. Proszę nie mów o tym nikomu, dobrze?- zapytała pani Annie. Dziewczynka pokiwała głową.
-Nie możemy mu jakoś pomóc?- Zapytała Emilly ze smutkiem w głosie, jej twarzyczka znów zaczęła nabierać kolorów.
-Niestety nie możemy tego nikomu zgłosić gdyż gdy jego rodzice go oddawali powiedzieli, że zabiją pozostałych ich synów oraz znajdą sposób na pozbycie się Williama gdy komuś o tym powiemy. Jedyne co możemy zrobić to chyba nie rozmawiać przy nim o jego rodzicach, chyba, ze masz jakiś pomysł...-Odparła pielęgniarka i westchnęła.
-Może tak wysłać go do szkoły publicznej, gdzieś daleko gdzie nikt nie będzie go znał, zamaskujemy jego blizny i rany... mogę z nim chodzić do szkoły, może będzie mu raźniej, w końcu jesteśmy rówieśnikami. Mam trochę pieniędzy z pracy dorywczej, a sierociniec pewnie ma jakieś fundusze które można by było na ten cel przeznaczyć.- Odparła z entuzjazmem Emilly.
-Nawet dobry pomysł... Tylko trzeba przekonać dyrektora, to zostaw mnie. Will pewnie się zgodzi, będzie to idealna okazja na rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu, tak więc gdy skończą się wakacje zostaniecie uczniami 6 klasy podstawówki.



Rozdział 2

             Wszyscy w sierocińcu byli bardzo podekscytowani. Jutro z rana William i Emilly mieli pojechać do szkoły publicznej w dużym mieście chociaż jadą tylko oni to wszyscy bardzo to przeżywają. Wszyscy, prócz Willa. Trudno było stwierdzić czy się z tego cieszy. Zachowywał się jak wcześniej. Od czasu do czasu można było jednak w jego oczach dostrzec iskierki podekscytowani. Chłopacy mimo, że Emilly i Will mieli wracać od razu po szkole rozpaczali za stratą tak pięknej dziewczyny jaką była Emilly. W szkole pozna ona zapewne wielu przystojniejszych chłopaków i nie będą mieli jej już na własność. Wszyscy by przypodobać się tej piękności póki jeszcze mogli pracowali bardzo ciężko. Sprzątali wszystkie pokoje, zmywali naczynia oraz byli grzeczni jak anioły.

- Kolacja!- rozbrzmiał głos jednaj z opiekunek. Wszyscy w jednej chwili porzucili swoje zajęcia i usiedli przy długim drewnianym stole. Wszyscy się przekrzykiwali jak przy każdym posiłku. Wysiłki opiekunek były bezskuteczne. Umilkli dopiero gdy dyżurni robiący posiłek wnieśli półmiski pełno dobrodziejstw. Cisza nie trwała jednak długo. Gdy tylko położono naczynia z kolacją znów rozbrzmiały głosy. Tylko Will siedzący na samym końcu stołu i otoczony wolnymi miejscami jadł w ciszy nie patrząc na niczyją roześmianą twarz. Ujrzał jednak panią pielęgniarkę pokazując mu na migi by do niej podszedł.

- Przepraszam...-szepnął do zgromadzonych, nikt nie zauważył jednak jego zniknięcia. Wszyscy kontynuowali posiłek. Chłopak podszedł do pielęgniarki, a zaprowadziła go do swojego gabinetu za, którymi zniknęli. Po dłuższej chwili wyszedł z nich odmieniony z o wiele krótszymi włosami i bez blizn jakie miał wcześniej. Usiadł on na tym samym miejscu co wcześniej. Niespodziewanie wszyscy od razu na niego spojrzeli i zaczęli szeptać.

- Kto to jest? I co tu robi?- Zapytała jedna z dziewcząt.

- Nie mam pojęcia ale jest nawet przystojny... Nie przeszkadzało by mi gdyby był on tu zamiast Willa. -Odparła druga i razem usiadły obok chłopaka.

- Jak się nazywasz? Czy...-Zapytała jedna po chwili jednak urwała.

- Dla was liczy się tylko wygląd. Dlatego jesteście beznadziejni...-Odparł chłopak po czym wstał i wolnym krokiem ruszył do swojego pokoju.

- To jest William?- zapytał ktoś niedowierzająca.

- "Pewnie pani pielęgniarka skróciła mu włosy i zamaskowała blizny by zrobił w szkole lepsze wrażenie..."-Pomyślała Emilly lekko chyląc głowę. Po chwili wstała, a wszyscy spojrzeli na nią .

- Przepraszam was na chwilę...-Odparła po czym podeszła do drzwi pokoju Willa mieszczącego się na końcu korytarzy. Wyciągnęła rękę by zapukać. Zawahała się jednak. Po sierocińcu krążyło wiele plotek na temat Willa jednak z nich opowiadała o pewnej dziewczynce, które wchodząc do jego pokoju nie wróciła. Emilly choć wiedziała już o nim więcej wciąż miał lekkie obawy. Weszła jednak to środka. Rozejrzała się. 
             Pokój był malutki po prawej stronie stało jednoosobowe drewniane łóżko. Pod oknem znajdowało się niewielkie biurko na którym stały zakupione już podręczniki, szkicownik oraz zestaw ołówków. Po lewej stronie znajdowała się zaś szafa obok której znajdowały się drzwi do jego własnej łazienki. Wielu ludziom może się wydawać, że posiadanie własnej łazienki i pokoju jest fajne Will był jednak całkowicie odcięty od świata. Emilly podeszła krok bliżej i spojrzała na ściany pokoju. Były one zapełnione milionami rysunków każdej wielkości. Niektóre przedstawiały konkretne sceny, a niektóre były czystą abstrakcją pełną jednak uczuć. Will stał na środku pokoju trzymając ołówek. Jak tylko zauważył dziewczynę włożył go do kieszeni.

- Co ty tu robisz? Musisz być odważna skoro przychodzisz do mojego pokoju...-Odparł Will siadając na łóżku.

- Pasuje ci ta fryzura...Odparła dziewczyna po chwili milczenia.

- Ludzi obchodzi tylko wygląd. -Odparł ciężko wzdychając i podchodząc obok okna. -Która godzina?- Zapytał nie odwracając wzroku od okna.

- Dziewiętnasta trzydzieści, a co? -Zapytała Emilly.

- Nic.-Odparł i wyskoczył przez okno. Emilly patrzyła na to zszokowana po czym podeszła do okna.

- Tylko nikomu o tym nie mów! -Krzyknął do niej Will.

- A, a czy mogę iść z tobą? -Zapytała nieśmiało dziewczyna.

- Jak chcesz to proszę bardzo. Mi to nie robi różnicy... Tylko, że masz wyjść drzwiami! -Krzyknął niebieskooki. Pokój Willa znajdował się na pierwszym piętrze i bezpieczne lądowanie z takiej wysokości wymagało wprawy. Emilly pokiwała głową i szybko wybiegła z pokoju nie odpowiadając na pytania opiekunek gdzie idzie. Po chwili stała obok Willa zdyszana.

- To gdzie idziemy?- zapytała gdy złapała oddech.

- Na spotkanie.-Odparł krótko chłopak i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. W głowie Emilly mimo wszystko krążyły myśli "Na spotkanie? Z kim!? A co jeśli to jacyś przestępcy!?". Emilly zaczęła iść ostrożniej i z wyraźnym odstępem od chłopaka. Po chwili blondyn stanął. Znajdowali się przed boiskiem do koszykówki. Dopiero teraz Emilly zauważyła, że Will po pachą trzymał piłkę od tego właśnie sportu. Powoli wszedł do środka, a za nim Emilly. Do niebieskookiego podbiegła grupka dzieci. Emilly usiadła na ławce przyglądając się chłopakowi, nigdy nie sądziła, że mógłby spotykać się z dziećmi... Dziewczyna przyglądała się dzieciom których było około ósemki. Wszystkie podbiegały do Willa bez najmniejszego zawahania. Kiedy Blondyn kucnął dzieci obrazu rzuciły cię na niego i zaczęły czochrać go po włosach i wskakiwać mu na barana. Po czym chłopak... uśmiechnął się. Emilly patrzyła na niego zaskoczona pierwszy raz widziała jego uśmiech. Zawsze wydawał jej się chłodną odrzucającą osobą, która nigdy nie okazuje pozytywnych emocji. Ten uśmiech rozwiał jednak jej poglądy, był szczery, delikatny, a zarazem lekko figlarny. Prawie niedostrzegalnie się zarumieniła.

- To twoja dziewczyna? Może też z nami zagra? -Zapytała jedna z dziewczynek. Will energicznie pokręcił głową.

- Nie jest! -Krzyknął ku wielkiej uciszy dzieciaci- Ale może z nami zagra. Pójdziecie się zapytać? Ma na imię Emilly. - Odparł. Po chwili gromadka podbiegła do Emilly.

- Zagraj z nami! Em prosimy, prosimy!- Zaczęły prosić dzieci, a Will złożył ręce na piersi i przyglądał się temu ze złośliwym uśmieszkiem. Emilly po długim zaprzeczaniu w końcu uległa i wzięła do ręki piłkę.

- Nie jestem w tym za dobra...A tak naprawdę beznadziejna...-Odparła pospiesznie i zaczęła powoli kozłować piłkę. Will stanął w drodze do kosza.

- Spróbuj mnie ominąć!- Krzyknął. Emilly spojrzała na niego, a jej mina wyrażała "Serio?...". Zniżyła wysokość kozła i ruszyła biegiem do kosza. Po chwili kiedy już mijała Willa. Kiedy nabrała nadziei, że jej się uda chłopak wytrącił jej z ręki piłkę tak, że ta nie zdążyła nawet mrugnąć. Will złapał piłkę w dwie ręce i zrobił wsad. "Może i pani Annie miała racje i Will wcale nie jest taki zły..." pomyślała Emilly widząc podbiegające do chłopaka zachwycone dzieci. Sama również była zachwycona nigdy nie spodziewała się, że jest zdolny zrobić wsad do którego trzeba być naprawdę wysokim i mieć bardzo dobry wyskok, który Will posiadł. Na horyzoncie ujrzała jakiś podenerwowanych dorosłych do których podbiegły dzieci. Byli to zapewne ich rodzice.

- Gdzie wyście byli!? Tak bez opieki!? -Zaczęli krzyczeć, a dzieci były wyraźnie skruszone.

- Will i Emilly byli z nami...-Odparł jakiś chłopiec, a jego ojciec spojrzał za niego na boisko. I zaczął podchodzić do Willa.

- Teraz się uwziąłeś na nasze dzieci co parszywy bachorze!? Jaką krzywdę im uczyniłeś!? Nie mów, że ta ostatnia choroba syna mojej sąsiadki to twoja sprawa!? Co, morderco!?-Krzyknął mężczyzna.

- On od urodzenia był na nią chory. Ja tylko zabrałem go do szpitala gdy miał atak...-mruknął Will zdenerwowany podejściem niektórych ludzi, przecież on nigdy nikogo nie zabił...

- Nie kłam przede mną dzieciaku! Zaraz pokażę Ci jak go to bolało!- Odparł mężczyzna poczym uderzył dwunastolatka w brzuch Will uśmiechnął się jednak ku wielkiemu zdziwieniu mężczyzny.

- Nienormalne dziecko.-Odparł tylko po czym wraz z synem pośpiesznie wrócił do domu. Pozostali rodzice również szybko się rozeszli wraz z pociechami. Po chwili na boisku pozostał już tylko Will z Emilly.

- Ten mężczyzna nie był złym człowiekiem...-Odparł po chwili ściszonym głosem Will.

- Zgłupiałeś do reszty!? Przecież on cię uderzył! Nic ci nie jest!?-Zapytała spanikowana Emilly. Will pokręcił głowę.

- Mógł mnie uderzyć mocniej ale tego nie zrobił. Nie jest złym człowiekiem...-Odparł Will- Wracamy?- Zapytał. Emilly pokiwała głową zdezorientowana.

-"Ma dziwny tok myślenia..."- Pomyślała dziewczyna poczym wolnym krokiem ruszyli w stronę sierocińcu, nastąpiło niezręczne milczenie.

- Lubię dzieci, zawsze są takie szczere w tym co robią i nie dyskryminują innych...-Zaczął Will przerywając ciszę. Zawiał wiatr i rozwiał ich włosy. Emilly pokiwała tylko głową na słowa Willa by nie zakłócić kojącego szumu wywołanego przez wiatr. Zanim się obejrzeli byli już przy sierocińcu. Był to nieduży dwu piętrowy budynek w kawowym kolorze. Obok niego znajdował się dość bogato wyposażony plac zabaw dla jego mieszkańców. Will i Emilly podeszli do drzwi wejściowych i pociągnęli za klamkę. W środku ujrzeli wiele osób stojących w zmartwieniu przed drzwiami widząc jednak Emilly odetchnęli ale tylko na chwilę aż nie zobaczyli Willa.

- Coś ty jej uczynił!? Znowu byłeś na jakiejś bójce, a może chciałeś wymienić Emilly w zamian za jakieś alkohole!? - wykrzyknęła opiekunka.

- Nie piję, jestem niepełnoletni...-Mruknął Will wywracając oczyma i nie wiedząc skąd biorą jej się takie pomysły. Jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Chłopak unikając większej zwłoki ruszył do pokoju, a mieszkańcy otoczyli Emilly i zaczęli wypytywać zmartwieni co się działo.

- Po prostu poprosiłam Willa czy mogę z nim wyjść bo z ciekawości weszłam do jego pokoju, a , że akurat szykował się do wyjścia to z nim wyszłam... Na początku też się trochę bałam ale Will jest miły... -Odpowiedziała i się uśmiechnęła patrząc w górę. - Był delikatny... I wyrozumiały...-Odparła z dziwnym rozmarzeniem, jej koleżanka dotknęła jej czoła.

-Emilly... Dobrze się czujesz? Przecież niedawno ten chłopak cię uderzył, pamiętasz?!-odparła martwiąc się o przyjaciółkę.

-Tak, pamiętam i już rozumiem.-Odparł i się uśmiechnęła i ruszyła do swojego pokoju nie zważając na zdziwione twarze innych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz